poniedziałek, 17 lutego 2014

Mama wraca do formy - podsumowanie 1-go miesiąca :)

No i mam za sobą 4 tydzień mojej pracy nad swoim ciałem. Przyznam się, że miniony miesiąc był dla mnie wyzwaniem. 4-letnia przerwa w ćwiczeniach dała o sobie znać. Być może to odzwyczajenie od treningów, ale ćwicząc czułam się jak skacząca słonica :) Miałam wrażenie, że jestem sztywna, a moje ruchy wyglądają co najmniej nieporadnie ;) Ćwiczenia, które kiedyś nie sprawiałyby mi jakiegoś większego problemu, tym razem były nie lada wyzwaniem. Na szczęście z każdym treningiem jest coraz lepiej :)


Tak jak wspominałam wcześniej próbuję swoich sił z Ewą Chodakowską. Jest ciężko :) Ze Skalpelami daję radę, ale Killer to dla mnie jeszcze zabójstwo :) Dopiero za drugim podejściem udało mi się zrobić go w całości, tzn dotrwać do końca płyty bo wykonanie go określam na jakieś 80% :) I tak byłam z siebie dumna, bo za pierwszym razem w połowie po prostu go wyłączyłam :P Obecnie coraz śmielej spoglądam w stronę Turbo Spalania i coś czuję, że za parę dni zrobię pierwsze podejście :) Poza ćwiczeniami z Ewą kiedy czuję niedosyt, wykonuję brzuszki i przysiady.


Jeśli chodzi o jedzenie to nie stosuję żadnych konkretnych diety. Staram się jeść zdrowo i przestrzegać 4 moich zasad. Dużą inspiracją do przygotowywania zdrowych posiłków są dla mnie przykładowe jadłospisy jakie na swoim Facebooku udostępnia Ewa Chodakowska. Jeśli brakuje Ci motywacji szczerze polecam Ci jej stronę - ta dziewczyna umie dać motywacyjnego kopniaka w tyłek ;) Bardzo zaskoczyło mnie to, że udaje mi się rezygnować ze słodyczy, a tego obawiała się najbardziej :D Jak kiedyś codziennie musiałam wziąć coś słodkiego na ząb, tak teraz wytrzymuję bez nich niemal cały tydzień! :) Myślę, że to za sprawą samych ćwiczeń. To dzięki nim mam więcej energii i chęci działania co powoduje że łatwiej jest mi się oprzeć pokusie. Ja wyznaję zasadę, że można jeść wszystko, ale trzeba to robić z głową. Dlatego wyznaczyłam sobie jeden Cheat Day. U mnie to sobota :) W tym dniu nie mam wyrzutów sumienia i pozwalam sobie na słodkości (Z UMIAREM ;)) Obecnie pracuję nad tym, aby batoniki i ciasteczka zastępować wyrobami własnej roboty.


No i teraz zdawałoby się najważniejsze. Efekty ;) 
Jak na razie nie mam czym się pochwalić. Obwody i waga minimalnie się zmieniają, ale na dzień dzisiejszy jeszcze nie wiem czy to dzięki ćwiczeniom i diecie, czy może jest to tylko błąd pomiaru. Przyznam się, że przez to miałam mały kryzys. Nic tak nie demobilizuje i podcina skrzydła jak brak większych efektów ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Jednak jestem tak zdeterminowana w swoim postanowieniu, że mimo tego nie odpuszczam. Postanowiłam zmienić jedną rzecz - ćwiczyć częściej. Przez pierwsze 3 tygodnie ćwiczyłam średnio 2 razy w tygodniu. Zaczynając miałam ambitniejsze plany, jednak w tym czasie z moją Małą przechodziłyśmy mały kryzys. Nie wiem czy był to po prostu jej skok rozwojowy czy może wieczorne ćwiczenia wpływały na moja laktację, bo właśnie wieczorami ryk był straszny, a sen w nocy bardzo niespokojny. Musiałam sprawdzić co jest przyczyną i zmuszona byłam robić nawet 2-3 dniowe przerwy między treningami. Najprawdopodobniej przyczyną był właśnie skok rozwojowy, bo z czasem wszystko wróciło do normy mimo ćwiczeń :) Widząc, że jest OK, na początku 4 tygodnia spięłam się maksymalnie i zaczęłam ćwiczyć codziennie z jednodniową przerwą po 6 dniach na regenerację i odpoczynek dla organizmu. I taki jest plan na najbliższe 3 tygodnie ;)




Pozdrawiam serdecznie!

Ola
XOXO

8 komentarzy:

  1. jesli ćwiczysz, to sa juz super efekty. nikt nie zrzuci po porodzie od razu 10 kg, to musi potrwać. trzymaj się dzielnie!!!!! zapraszam na konkurs http://pamietnikkobietki.blogspot.com/2014/02/konkurs-z-pomoca-w-tle.html#links

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Herbata :) Trzymam się i nie odpuszczam! :)

      Usuń
  2. Olu, ja przez pierwsze 2 miesiące nie schudłam nic, a harowałam 4-5 razy w tygodniu. Zmieniło się to dopiero jak zmieniłam dietę, aczkolwiek jak dopatruję się w tym jeszcze aspektu psychologicznego. Moja podświadomość przegrała ze mną, bo myślała, że to jak zawsze wielki zapał i słomiany efekt, ale jak nie poddawałam się tyle to znaczy, że się nie poddam i odpuściła ;-) Teraz gdy stało się to lifestylem, muszę tylko pilnować jedzenia, aby widzieć efekty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Madzia za słowa otuchy :) Też jestem zdania, że gdy coś sprawia nam przyjemność i nie jest przymusem to efekty przyjdą szybciej niż się tego spodziewamy ;) Ja tak próbuję właśnie do tego podchodzić. Również chcę, żeby aktywność fizyczna była dla mnie lifestylem, a nie ciężkim zadaniem do wykonania ;) Dlatego obecny brak efektów mnie nie zniechęca i działam dalej! :)

      Usuń
  3. Na pewno do lata przyjdą efekty, nie ma nic od razu, ale systematyczność popłaci ;)
    Ja lubię treningi z Mel B ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, na to liczę ;) Do lata jeszcze trochę czasu, więc się nie zniechęcam ;)

      Usuń
  4. Olu... zniknęłaś mi... ale już cię znalazłam :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic w przyrodzie nie ginie haha ;P A tak na serio to bardzo mi miło, że jesteś ;D

      Usuń

Dziękuję za komentarz ;)