poniedziałek, 4 listopada 2013

Niebieskie pudełko

No i zostałyśmy same.
 
Te dwa tygodnie tatusiowego zleciało jak dwa dni...

Teraz musimy radzić sobie same.
Jak na razie nie jest źle....

Po wyprawieniu Klaudii do przedszkola Liwia zapadła w taki sen, 
że udało mi się spokojnie zjeść śniadanie, a potem zabrać się za sprzątanie: 
ścieranie kurzy, 
odkurzanie, 
ogarnięcie kuchni.

W międzyczasie Liwia zatroszczyła się o mamę, aby sobie troszkę odpoczęła
i poleżała częstując ją cycem, po czym ku mojej radości zrobiła sobie kolejną dłuższą drzemkę.  

 Mogłam jeszcze umyć podłogę i usiąść z kubkiem inki z mlekiem :)


Mając chwilę wolnego, wyciągnęłam niebieskie pudełko jakie dostaliśmy wychodząc ze szpitala.
W końcu nadarzyła się okazja, aby spokojnie przejrzeć jego zawartość.

A chcę o nim wspomnieć, bo jak się okazuje nie każdy o nim wie.
 
W tygodniu odwiedziła nas moja koleżanka. 
3 lata temu jak i teraz, razem chodziłyśmy z brzuchami. 
Wspominając jej o takiej darmowej wyprawce była bardzo zdziwiona.

 
Zasada otrzymania takiej paczuszki jest prosta.
Jeśli w szpitalu mama otrzyma ankietę do wypełnienia,
w zamian powinna dostać taką darmową wyprawkę.
Moja koleżanka wypełniała ankietę jednak pudełka nie dostała, bo o nim  nie wiedziała
i być może przez niedopatrzenie nikt jej o nim nie powiedział...

Być może nie we wszystkich szpitalach takie pudełka są dostępne, 
ale jeśli któraś z mam dostanie ankietę do wypełnienia 
warto się o nie upomnieć,
bo ich zawartość jest dość interesująca.


Nam nasze niebieskie pudełko
(podobno są jeszcze różowe, które mogą różnić się zawartością)
bardzo podpasowało :)





12 szt. chusteczek pielęgnacyjnych Pampers sensitive
2 szt. pieluch Pampers Newborn w roz 1
2 szt. pieluch Pampers Premium Care w roz 1
(dziś mnie uratują, bo do powrotu męża 
skończą mi się pieluchy ;)
 

 
2 szt. ampułek wody morskiej do noska od 1. dnia życia


 
Sudocrem (10 g) krem na problemy skórne


 
Lovela mleczko do prania


2 szt. próbek z Ziaji:
Ziajka, krem do pielęgnacji dzieci i niemowląt 
(miałam już okazję go wypróbować na mega suchej skórze Liwi i jestem z niego zadowolona)
Ziajka, kremowy olejek myjący dla dzieci na ciemieniuchę hypoalergiczny



I znalazło się też coś da tatusia ;)

Gillette, pianka do golenia


 
I oczywiście ulotki, ulotki, ulotki...
a w nich też kupony rabatowe.

Była jeszcze 0,5 l butelka niegazowanej wody Żywiec, ale już została skonsumowana ;)



Udanego tygodnia dla wszystkich!

Pozdrawiam

XOXO 
Ola

wtorek, 29 października 2013

♥ 3580 g szczęścia i 56 cm miłości ♥

Ostatnio troszkę tu ucichło, ale kto do mnie zagląda pewnie domyśla się co było przyczyną mojej nieobecności ;)

Od ponad tygodnia jesteśmy rodziną w pełni, bo nasza kruszyna wreszcie postanowiła przyjść na świat ;)

W piątek 18 października o godz. 6.25 urodziła się nasza druga córeczka Liwia :D


Klaudia cudownie spisuje się jako starsza siostra ;) 
Pobuja w wózku, zabawia śpiewając piosenki
i cały czas mogłaby ją głaskać oraz całować ;)




A ja jestem przeszczęśliwa, że mam to już za sobą :)
Zapomniałam już jak to jest mieć takiego maluszka w domu, ale mimo zarwanych nocy jest wspaniale ;)



I ta bliskość z własnym dzieckiem, którą znów mogę przeżywać... BEZCENNE :)
 

 
Do tego czuję się o niebo lepiej niż po pierwszym porodzie co zdecydowanie ułatwia wszystko ogarnąć
i odnaleźć się w nowej sytuacji ;)


Pozdrawiam serdecznie!


XOXO
Ola

sobota, 12 października 2013

Do Not Disturb

Zamykam się i nie ma mnie dla nikogo.
 
Źródło: Internet


Tego wieczoru moje 3 m2 zamieniam w domowy gabinet SPA.

Świeczki o zapachu czekolady i wanilii, peelingi, kremiki, balsamy,
muzyka relaksacyjna, herbata z sokiem malinowym i ja :)




Czas się doprowadzić do porządku, zrelaksować, dopieścić, upiększyć...

A potem szybko pod kołderkę, żeby się porządnie wyspać.

Coś czuję, że to mój ostatni tak spokojny weekend ;)


Udanego wieczoru!

XOXO
Ola

poniedziałek, 7 października 2013

Moja szpitalna wyprawka dla Maluszka

Zaczynam 39 tc! 
Teraz myślę już tylko o porodzie i czekam.... 
Każde ukłucie, ból czy spięcie brzucha wywołuje u mnie ściśnięcie żołądka,
bo wszystko może się zacząć w każdym momencie (!) ;) 

Stresuję się już tym co niebawem mnie czeka,
dlatego ostatnio ciągle sprawdzam, przekładam
i ponownie układam rzeczy dla mnie i Małej, 
aby choć troszkę się uspokoić
i przynajmniej nie myśleć o tym czy o niczym nie zapomniałam :)

W weekend ponownie wertowałam torbę do szpitala
i pomyślałam, że pokażę moją szpitalną wyprawkę dla Maluszka,
czyli kilka rzeczy, które według mnie będą niezbędne podczas
dni jakie spędzimy już razem w szpitalu :)

Na wstępie dodam, że moją wyprawkę przygotowywałam na 3-4 dni pobytu w szpitalu.
Dla przyszłych mam, które po raz pierwszy będą szykować taką wyprawkę,
bardzo pomocna może okazać się lista najpotrzebniejszych rzeczy udostępniania przez szpital, 
w którym zamierzają rodzić. 
Ja taką listę również posiadam.
Mimo wszystko będąc już mamą z jakimś doświadczeniem i przyzwyczajeniami
zmodyfikowałam ją "pod siebie" :)
 
A tak się prezentuje:



1. Pieluchy
* 3 szt. pieluch tetrowych
* 1  pielucha flanelowa
* 24 szt. pieluch Pampers w rozmiarze 1 
(przyjmujemy 8 szt. na dzień)

2. Body
* 2 szt. bawełnianych body z długim rękawem 
(w pierwszych dniach najlepsze i najwygodniejsze
byłyby rozpinane na całej długości, ale takich nie mam za dużo, 
więc u mnie część będzie wkładanych przed głowę)

3. Kaftaniki
* 3 szt. bawełnianych kaftaników 

4. Śpiochy
* 2 szt. bawełnianych śpiochów 
(rozpinanych w kroku)

5. Skarpetki i rękawiczki
* 3 pary skarpetek
* 1 para rękawiczek "łapek niedrapek" 

6. Czapeczki
* 2 szt. bawełnianych czapeczek

7. Pajace
* 3 szt. bawełnianych pajacy rozpinanych na całej długości
(jak dla mnie najwygodniejsza i najpraktyczniejsza część garderoby dla niemowlaków, 
dlatego takich pajacy będę mieć najwięcej zarówno w szpitalu jak i w domu)

8. Pielęgnacja
* 1 op. chusteczek nawilżanych Pampers

* maść Linomag

9. Butelka
Nie musi, ale może się przydać już w szpitalu. 

Tak było w przypadku Klaudii, 
która w pierwszej dobie spadła za dużo na wadze
przez co musiałam ją dokarmiać sztucznym mlekiem.


Dodatkowo do rzeczy wymienionych wyżej, osobno przygotowuję komplet ubranek i dodatków, 
w które nasza Mała będzie ubrana po raz pierwszy tuż po porodzie.
Taki zestaw szykuję w oddzielną torebkę, 
aby mąż mógł go w torbie szybko zlokalizować i wyciągnąć, gdy będzie potrzebny.

A oto mój zestaw:



1. Rożek

2. Czapeczka bawełniana

3. Pajac bawełniany rozpinany na całej długości

4. Body bawełniane rozpinane na całej długości

5. Skarpetki i rękawiczki "łapki niedrapki"

6. Pieluchy
* 1 pielucha tetrowa
* 1 pielucha Pampers w rozmiarze 1

 7. Kocyk
Tuż po porodzie, kiedy dziecię będzie zawinięte w rożek i mamy je przy sobie, 
nie będzie aż tak potrzebny. 
Jednak dobrze mieć go w zasięgu ręki. 


Poza tym w domu przygotowanych będzie kilka rzeczy, które mąż przywiezie w dniu wypisu ze szpitala:
* fotelik samochodowy
* kombinezon
* ciepła czapeczka na wyjście


Czy dorzucilibyście do tego coś jeszcze? ;)


Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego tygodnia!

XOXO
Ola

piątek, 4 października 2013

Nasze kuchenne rewolucje

Tak właśnie mogę nazwać ostatnie zmiany jakie zaszły w naszej kuchni, 
czyli w sposobie naszego żywienia.

Już od dawna wszędzie głośno o ekologii, zdrowej, nieprzetworzonej żywności. 
Od jakiegoś czasu sama zaczęłam interesować się tym tematem i próbować wprowadzać do menu naszej rodziny coraz to zdrowsze produkty, jednak przebiegało to z różnym skutkiem....

Aż do teraz....

Parę tygodni temu wpadła mi w ręce książka, która szeroko otworzyła mi oczy na to co znajduje się na naszym talerzu i o zgrozo je to również nasza 3 letnia córka.
Dzięki niej w końcu zdałam sobie sprawę DLACZEGO coś jest niezdrowe, a przede wszystkim uświadomiła mi jak czytać etykiety, aby wyeliminować niebezpieczne dla naszego zdrowia produkty i znaleźć ich zdrowsze odpowiedniki.

A chodzi mi tu o książkę Julity Bator
"Zamień chemię na jedzenie"


Jeśli jeszcze nie znacie tej pozycji, a jesteście zainteresowani zdrowym żywieniem to bardzo polecam zajrzeć do tej książki, a na pewno nie raz włos się Wam na głowie zjeży na wieść o tym 
co sami serwujecie sobie na talerzu. 
Mnie zaskoczyła informacja o tym co można znaleźć w pozornie zdrowym jabłku lub to, że powinniśmy unikać kaszy manny, którą Klaudia tak uwielbia i je ją codziennie (!).

Autorka nie jest dietetykiem czy ekspertem w dziedzinie żywienia, który opisuje wszystko w mało zrozumiany dla nas naukowym języku. Julita Bator to typowa mama trójki dzieci, która od paru lat propaguje w swojej rodzinie sposób życia "bez chemii". Na podstawie jej doświadczeń powstała właśnie ta książka, która nie jest pracą naukową, a 
"wynikiem praktycznego stosowania (...) zasad zdrowego żywienia". 
Dzięki temu napisana jest w bardzo prosty, ciekawy i przystępny dla każdego sposób.

Nie tylko chęć zmiany naszych nawyków żywieniowych przyczyniła się do tego, że sięgnęłam po tą książkę. Bardzo zaintrygowało mnie stwierdzenie autorki, że istnieje związek między jedzeniem a odpornością. 
Jak sama pisze, sama się o tym przekonała gdy po wprowadzeniu zmian w diecie jej rodziny, dzieci przestały notorycznie chorować i miewać przeróżne reakcje alergiczne.

Na książkę trafiłam w dobrym momencie, bo od września i u nas zaczęły się choroby. 
Najbardziej chodzi mi tu o Klaudię. Teraz gdy chodzi do przedszkola i ma częstszą styczność z chorymi dziećmi, zaczęły się katary i kaszle, które trwają znacznie dłużej niż wcześniej.

Z przedszkola Klaudii nie wypiszemy, a za parę dni (!) pojawi się w domu nasz drugi Maluch, dlatego mam motywację do tego, aby spróbować zwiększyć jej, a przy okazji naszą odporność. 
Jednym ze sposobów ma być właśnie zmiana żywienia.
Autorka nie gwarantuje podobnych rezultatów u wszystkich, jednak mam nadzieję, że teoria autorki sprawdzi się i u nas.

Na pewno nie wprowadzę wszystkich zmian z dnia na dzień i nie wszystkie szkodliwe produkty uda nam się całkowicie wyeliminować. Jednak teraz bardziej świadomie czytam etykiety, wiem na co zwracać uwagę sięgając po produkty z marketowych półek, dzięki czemu małymi kroczkami jesteśmy w stanie znacznie poprawić nasze nawyki żywieniowe. 

Na szczęście mam wsparcie w mężu, który mam wrażenie czasami jest bardziej za zdrową, nieprzetworzoną żywnością niż ja ;)

Na początek postanowiłam wprowadzić zmiany w produktach, których jemy najczęściej i najwięcej.
W dostawkę musiało pójść dotychczasowe mleko, płatki śniadaniowe, kakao, cukier, kupne pieczywo, soki, niektóre warzywa czy owoce. 
Obecnie jestem na etapie szukania ich zdrowszych zamienników.

Myślę, że dobrze jest się wzajemnie informować i uświadamiać zwłaszcza w kwestii tego co oferują nam niektórzy producenci żywności, 
dlatego na pewno nie raz uraczę Was wpisami o zdrowej żywności,
postępach w zmianach naszego menu oraz produktach jakimi udało mi się zastąpić wyroby, które powinniśmy unikać.
 

Pozdrawiam serdecznie!

XOXO
Ola


poniedziałek, 30 września 2013

Minky + sówki = ♥

Ostatni tydzień był już zdecydowanie spokojniejszy i mniej pracowity. 
Wszystko do powitania naszej Małej gotowe, więc wreszcie mogłam się zrelaksować 
przy maszynie do szycia.


Od jakiegoś czasu wzdycham do dwustronnego kocyka z polaru minky ;)  
Do tego motyw sówek, który urzekł mnie dość niedawno
 i idealny dla mnie kocyk gotowy ;)


Nie mogłam nie spróbować uszyć go sama, 
zwłaszcza, że ostatni prezent do Mikołaja czyli maszyna do szycia zobowiązuje ;)


No i w miniony tydzień szyłam....



...szyłam...



... i uszyłam ;)

Nie jest idealny, ale jak na mój drugi własnoręcznie zrobiony projekt w życiu
z efektu końcowego jestem nawet zadowolona ;P



Chciałam, aby kocyk był na wiosenno-letnio-jesienne dni oraz do korzystania w domu, 
dlatego zrezygnowałam z dodatkowego ocieplenia między tkaninami.


Tkaniny jakie użyłam:
polar Minky w kolorze Raspberry
bawełna Michael Miller, wzór ZOO


Teraz nie dziwię się, że ostatnio jest taki szał na minky, bo tkanina jest niezwykle przyjemna w dotyku.
Polecam! :)


Udanego tygodnia :)

xoxo
Ola

czwartek, 26 września 2013

Murzynek - szybkie, weekendowe ciasto

 To ciasto w naszym domu pojawia się bardzo często ponieważ jest szybkie, łatwe i nie wymaga skomplikowanych składników. 

A dlaczego weekendowe? Ano dlatego, że u nas znika w ciągu 2 dni ;)

Pisałam już o nim na poprzednim moim blogu, więc osoby, które mnie tam odwiedzały być może znają już ten przepis.
 
W tym tygodniu jakoś tak wyszło, że znów go upiekłam
(mój organizm chyba wyczuwa, że musi wykorzystać te ostatnie dni kiedy może jeść kakao :D )
To dobra okazja, aby ponownie podzielić się przepisem z tymi 
którzy go jeszcze nie znają, ponieważjest idealne gdy nagle zachce się nam czegoś słodkiego :)

A oto przepis...


Składniki z pierwszej części rozpuszczam w garnku na malutkim ogniu pilnując, 
aby nie doprowadzić do wrzenia. 
Gotową kakaową masę pozostawiam do ostygnięcia często mieszając, 
aby nie zrobił się kożuch.

Do przestygniętej masy stopniowo dodaję jajka i mąkę z proszkiem do pieczenia. 
Następnie wszystko wylewam na blaszkę wysmarowaną tłuszczem i bułką tartą. 
Ja używam blaszki na babkę (z kominem) o średnicy 24 cm. 
Piekę w piekarniku w temp. 190 stop. C (termoobieg) ok. 40-45 min. 
Patyczek musi być suchy.

Po upieczeniu pozostawiam, aby przestygło po czym można się już nim zajadać :) 
W dzieciństwie najczęściej jedliśmy go w takiej wersji.

Jednak ja lubię dodać jeszcze co nieco. 
Gdy jest już zimne przekładam je dżemem z czarnej porzeczki, 
a wierzch polewam mleczną polewą. 





Polecam :)

XOXO
Ola

poniedziałek, 23 września 2013

Uwinęłam się ;)

Tydzień temu nagle dotarło do mnie, że to już 35 tc i nasza Mała mogłaby się pojawić lada dzień, a ja nawet nie zwiozłam od teściów ubranek po Klaudii do przejrzenia! 
Nie mówiąc już o tym, że trzeba je wyprać, wyprasować, łóżeczko jeszcze gdzieś na strychu, torba do szpitala nawet nie ruszona, dom nieogarnięty, a zwłaszcza pokój w którym będziemy się wszyscy gnieździć... 
Ta myśl przeraziła mnie aż tak, że niemal od razu zaciągnęłam męża do samochodu i pojechaliśmy po pierwszą partię rzeczy.

I zaczęło się...

(a już myślałam, że tym razem mnie ominie)

syndrom wicia gniazdka ;)

Cały miniony tydzień to u mnie wręcz szaleństwo prania, prasowania, 
porządkowania, układania, przekładania, a nawet przemeblowywania...

W efekcie....

ubranka przebrane, wyprane i przygotowane.



torba do szpitala spakowana.



łóżeczko złożone i czeka na swojego nowego lokatora.






Uff, kamień z serca, bo zdążyłam z najważniejszymi rzeczami jakie miałam do zrobienia :) 


Trzeba jeszcze ogarnąć dom, 
spróbować przygotować jakieś zapasy jedzenia do zamrażarki i ogarnąć siebie,
 ale to już na spokojnie :)


Ostatnie dni były dla mnie bardzo pracowite, więc dzisiaj w ramach relaksu 
wyciągnęłam maszynę i szyję kocyk :)




XOXO 
Ola


wtorek, 10 września 2013

Książka i kawa z torebki czyli przedpołudnie brzuchem do góry :)

Nareszcie! Dzisiaj Klaudia pierwszy raz po chorobie poszła do przedszkola. 
Nie będę ukrywać, ostatni tydzień był ciężki, bo chore dziecko w domu to nic fajnego... Do tego mąż wyjechał na pełne 3 dni nad morze złapać trochę wiatru w żagiel, więc tym bardziej się wymęczyłam.

Za to dzisiaj, może się walić, palić a ja i tak nie ruszę się z kanapy ;)

A teraz czas na c.d książki, o której pisałam ostatnio i na poranną zbożową kawę.


 Ostatnio jedna z moich ulubionych. 
Idealna zwłaszcza dla wielbicieli cappuccino.





Udanego dnia i reszty tygodnia dla Was!

XOXO
Ola

poniedziałek, 9 września 2013

Ciążowe grzeszki

Każda przyszła mama ma swoje teorie na temat tego co w ciąży można jeść, robić, używać, 
a czego nie.

Ostatnio zrobiłam sobie mały rachunek sumienia i według moich "teorii" 
niestety dopuściłam się kilku ciążowych grzeszków:

1. Farbowanie włosów 
Z powodu moich mysich odrostów i pierwszych siwych włosów (!) nie dałabym rady na czas ciąży całkiem zrezygnować z farbowania. Dlatego staram się wybierać mniejsze zło: farbę bez amoniaku o jak najmniej duszącym zapachu, a do tego farbować jak najrzadziej. U mnie przy pierwszej ciąży, jak i teraz sprawdza się farba Casting Creme Gloss z Loreal'a.

2. Kawa
Kiedyś nie przyszłoby mi nawet do głowy, aby w ciąży wypić choć jedną kawę. Przed pierwszą ciążą kawy nie piłam, więc problem miałam z głowy. Natomiast teraz jest znacznie gorzej, aby się powstrzymać. Po 6 miesiącu wypiłam pierwszą filiżankę. Do tej pory na koncie mam 3 kawki.

3. Napoje gazowane
W pierwszej ciąży nie do pomyślenia, teraz od czasu do czasu kupię sobie 0,5l 7UP lub Sprite. 
Pepsi czy Coca Cola ogólnie mogą dla mnie nie istnieć, więc z tymi napojami nie mam problemu ;)

4. Słodycze
Nie mogę się im oprzeć i niemal codziennie muszę zjeść coś z dużą zawartością cukru.

5. Komputer
 Za długie i często do późnych godzin siedzenie przy komputerze ;/

6.  Piwo Karmi

Może mam śmieszne podejście, ale dla mnie piwo to piwo, nie ma znaczenia czy jest alkoholowe czy bezalkoholowe. Pod tym względem jest jeszcze bardziej przewrażliwiona będąc w ciąży. Dlatego bardzo ciężko było mnie namówić na wypicie nawet łyczka tego piwa. Jednak raz tak bardzo chciało mi się Karmi, że uległam...w pewne letnie popołudnie skusiłam się na jedną szklaneczkę.

7. Opalanie
Nie raz czytała, że w ciąży nie powinno się opalać, jednak gdy widzę przepiękne bezchmurne niebo, nie mogę się oprzeć pokusie i zaraz myślę jak tu choć na chwilkę wskoczyć na leżak. Tego lata nie raz opalałam się w największe słońce, aby złapać trochę brązu. Jedynie czego nie robię to nie wystawiam brzucha na bezpośrednie słońce, a dodatkowo okrywam je bluzką, bluzą itd.

   
Więcej grzechów nie pamiętam...


Jestem ciekawa czy Wam też zdarzyły się jakieś ciążowe grzeszki?


Pozdrawiam serdecznie! :)


czwartek, 5 września 2013

Czas nadrobić zaległości

Uwielbiam czytać książki! 
Jednak przez ostatnie kilka miesięcy kompletnie nie miałam czasu, aby usiąść z książką w ręku i całkowicie oddać się jej fabule. Główny powód to Klaudia, z która całymi dniami byłam sama, wiec siłą rzeczy czasu dla siebie nie miałam praktycznie wcale. Chwile wytchnienia jaką udawało mi się czasami znaleźć, wykorzystywałam na wybieranie, planowanie, ustalanie wszystkiego co związane z budową. 

Jednak od września z ratunkiem przyszło mi przedszkole, do którego Klaudia zaczęła uczęszczać ;)
Dostałam szansę przeczytania czegokolwiek jeszcze przed porodem ;D

Oczywiście nie mogę przepuścić takiej okazji, dlatego przygotowałam sobie kilka książek.





Najbardziej cieszę się na pierwszą pozycję "PLAN: Żyć długo i szczęśliwie" Alisy Bowman, którą zaczęłam czytać już jakiś czas temu, ale jeszcze jej nie skończyłam. 
Choć tytuł może sugerować, że to kolejny typowy poradnik dla małżeństw z problemami, to jednak nie do końca tak jest :) 
Alisa na własnej skórze przeżyła kryzys małżeński. Zamiast odejść od męża, zadecydowała, że zawalczy o swój związek. W tym celu, postanowiła wypróbować rady poradników, przyjaciół, znajomych. Choć ja sama nie potrzebuję porad typu "jak uratować swoje małżeństwo" to jednak książka bardzo mnie wciągnęła. Według mnie nie ma związków idealnych, dlatego czasami miałam wrażenie, że niektóre problemy z jakimi borykała się autorka, były mi jakoś dziwnie znajome :) To powodowało, że byłam jeszcze bardziej ciekawa jak z danym problemem poradzi sobie Alisa :) 
Wszystko opisane jest bardzo interesująco, a często nawet zabawnie.
Choć nie dobrnęłam jeszcze do końca książki, to już mogą ją Wam szczerze polecić! :)

Mimo iż stosik gotowy, to jednak jeszcze muszę uzbroić się w cierpliwość i przełożyć swoje 
kanapowo-książkowe plany najprawdopodobniej do poniedziałku, bo od wczoraj Klaudia znów w domu - CHORA! ;/ 
Byłyśmy u lekarza: na szczęście to nic poważnego, typowe przeziębienie.

Ciekawe czy to pierwsza infekcja z powodu przedszkola??
Jeśli tak to aż się boję myśleć co będzie później.... 


XOXO
Ola

niedziela, 1 września 2013

To już jutro!

Są kapcie, majtochy, skarpetki, spodenki, bluzeczka, piżamka... 
Wszystko podpisane i włożone do worka. 
A to oznacza, że Klaudia spakowana i gotowa na jutrzejszy WIELKI dzień - 
pierwszy dzień w przedszkolu!




Mała oczywiście bardzo zadowolona z tego faktu, 
choć pewnie do końca nie jest świadoma, że to już nie 1-2 godzinne spotkanie adaptacyjne 
w obecności rodziców, 
tylko całodniowy pobyt w obcym miejscu, bez znajomej twarzy w pobliżu.


Nie ukrywam - BARDZO czekałam na ten poniedziałek, bo będąc na finiszu ciąży jestem już zmęczona i potrzebuję, aby móc w ciągu dnia poleżeć czy się zdrzemnąć, spokojnie przygotować wyprawkę dla Maluszka, co przy Klaudii nie było możliwe. 
Jednak dzisiaj, gdy ten dzień ma nadejść już jutro ogarnia mnie nie zadowolenie 
a przerażenie, zaniepokojenie, obawa jak sama sobie w przedszkolu poradzi ;/
Sen z powiek spędza mi myśl czy zdoła się sama ubrać w piżamkę, 
czy zje śniadanie i obiad, jak poradzi sobie w toalecie, czy opiekunki będą chętne do pomocy....
Na samą myśl brzuch mnie z nerwów boli ;/

Jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień...